wtorek, 1 maja 2012

Wywiad z Redakcją "Naszego Świata"


Od 2006 roku wspólnie redagują „Nasz Świat” – dwutygodnik dla Polaków we Włoszech i portal naszswiat.net. Z Danusią Wojtaszczyk pochodzącą z Gdyni i Anią Malczewską z Warszawy, o tym jak się poznały, dlaczego uparły się, aby być nierozłączne i o tym jak przekonały wydawcę gazety, żeby zatrudnił je w duecie rozmawia Agnieszka B. Gorzkowska.

Jesteście koleżankami ze szkoły? Takie papużki-nierozłączki jak wy  najczęściej znają się od dzieciństwa.
DW:  (śmiech) Wiele naszych znajomych jest przekonanych, że znamy się od piaskownicy. Poznałyśmy się jednak we Włoszech w 2001 roku. Obie przybyłyśmy do Włoch z powodów „sercowych”, jak to zwykle bywa...

AM: Mieszkałam w Rzymie już od kilkunastu lat, dokładnie od 1995 r. Ponieważ zawsze lubiłam mieć kontakt z rodakami udzielałam się społecznie w Stowarzyszeniu Kulturalnym Comunità Polacca, założonym przez Teresę Dąbrowę, Polkę, która wiele dobrego zrobiła dla Polaków w czasach, kiedy byliśmy „extracomunitari”.

            DW: Należę do pokolenia wychowanego w duchu kosmopolitycznym. W szkołach przekonywano nas, że świat stoi przed nami otworem, grunt to uczyć się języków i być dobrym w swoim zawodzie. Kiedy przyjechałam do Włoch myślałam, że będę mogła przebierać w ofertach pracy. Miałam dyplom studiów wyższych i bogate CV, znałam języki angielski, portugalski, niestety nie włoski)… Jak się jednak okazało włoski rynek pracy jest bardzo hermetyczny. Mój dyplom bez nostryfikacji był nic nie znaczącym papierkiem, poza tym nie miałam permesso di soggiorno
Danuta Wojtaszczyk
Po kilku miesiącach pracy w charakterze najpierw kelnerki, potem sprzątaczki  i babby sitter, na czarno rzecz jasna, zaczęłam wpadać w depresję, nie wyobrażałam sobie przyszłości tutaj.. Chociaż miałam nawet propozycję pracy w Radio Rai1, gdzie właśnie zakładali stronę internetową i potrzebowali akurat kogoś z językami obcymi, ale potem niestety nic z tego nie wyszło. Ponieważ jednak miałam już podpisaną umowę-zlecenie, dali mi jakąś pracę techniczną, montaż audycji radiowych..., niestety niezbyt nadawałam się do tej pracy, bo jeszcze wtedy nie znałam dobrze włoskiego. Zaczęłam szukać kontaktu z tutejszą Polonią. Ucieszyłam się więc bardzo, że w Rzymie istniała organizacja polonijna Comunità Polacca, która udzielała pomocy praktycznej, do której ludzie przychodzili po informacje, zamówić wizytę u polskiego lekarza, albo też zwyczajnie pobyć w towarzystwie rodaków, pogadać o problemach... Tam poznałam Anię i można powiedzieć rozpoczęła się nasza wspólna działalność społeczna.

AM: Prowadziłam w Comunità Polacca kurs j. włoskiego dla początkujących. Pewnego dnia przyszła Danusia, która chciała poprowadzić inny kurs i była ciekawa jaką ja uprawiam metodykę.
DW: Ponieważ prezes tego Stowarzyszenia zauważył, że ja też mam wyraźne zacięcie do pracy społecznej na rzecz Polonii, zaproponował mi, aby poprowadzić np. kurs angielskiego dla początkujących...

I tak zaczęła się wasza dozgonna przyjaźń?
           DW i AM: Miło nam się rozmawiało. Od razu wyczułyśmy, że mamy podobne spojrzenie na świat, lubimy podobne rzeczy. Ale naprawdę zaprzyjaźniłyśmy się dopiero po roku...
Na rzecz stowarzyszenia pracowałyśmy razem jakieś 3 miesiące, potem miałyśmy coraz mniej czasu na spotykanie się, bo każda z nas miała różne dodatkowe prace, żeby móc się jakoś utrzymać. Tym bardziej, że moja praca w Radio Rai1 zakończyła się i znów wysyłałam CV do różnych instytucji, min. do Fundacji Rzymskiej im. Umiastowskiej.

Anna Malczewska
AM: Fundacja Rzymska im. Umiastowskiej to biblioteka i wydawnictwo od prawie wieku zajmującego się włoskimi Polonikami, wydaje leksykony, broszury, itd. Współpracowałam z Fundacją od kilku lat. Robiłam mnóstwo ciekawych rzeczy i dzięki Fundacji zebrałam spore doświadczenie zawodowe. Pewnego dnia prezes Stanisław Morawski, wielce zasłużona postać dla Polonii włoskiej przyniósł CV Danusi. Było to prawie rok po tym jak się poznałyśmy, ale w sumie dość szybko kontakt się urwał, dlatego też kiedy zobaczyłam jej CV bardzo się ucieszyłam. Zasugerowałam mu, żeby wziąć ją do pomocy w archiwum, tym bardziej, że to dziewczyna po polonistyce.

DW: Wysłałam CV do Fundacji zupełnie nie pamiętając, że to miejsce, w którym pracuje Ania. Wiedziałam, że to nie jest instytucja, w której można znaleźć stałą pracę, ale ucieszyłabym się nawet z możliwości pracy na zlecenie, no i przede wszystkim z możliwości poobcowania trochę z polskimi książkami… Byłam mile zaskoczona, kiedy zadzwoniła do mnie Ania i zaprosiła mnie na rozmowę z Panem Stanisławem Morawskim. Wcześniej oczywiście rozsyłałam CV po rożnych polskich instytucjach w Rzymie, ale nie otrzymałam nigdy żadnej odpowiedzi.
To właśnie Ani zawdzięczam moją pierwszą „normalną” pracę, tj. legalną i mniej więcej w zawodzie. Ania od samego początku otoczyła mnie opieką jak starsza siostra. Doradzała: „nawet jeśli teraz nie możesz dostać pracy, o której marzysz, rób to co lubisz w wolnym czasie, dla własnej satysfakcji. I kto wie, może kiedyś ktoś to dostrzeże i doceni….” To była najlepsza rada jaką mogłam usłyszeć. Wzięłam ją sobie do serca. Tak naprawdę to tam bardzo zaprzyjaźniłyśmy się, i odkryłyśmy, że obie mamy talent i zacięcie do organizowania różnych imprez kulturalnych i rozwijania kontaktów polonijnych.    

Spędzałyście wiele czasu ze sobą także prywatnie?
DW i AM: Tak, nasze związki sentymentalne rozpadły się. A oprócz pracy w Fundacji obie działałyśmy w  Stowarzyszeniu Comunità Polacca i Związku Polaków we Włoszech (ZPwW) oraz redakcji Biuletynu Informacyjnego „Polonia Włoska”, wydawanego przez ZPwW. Poza tym mieszkałyśmy niedaleko siebie. Już po kilku tygodniach znajomości rozumiałyśmy się bez słów i snułyśmy plany, żeby rozkręcić jakiś własny interes. Marzyła nam się księgarnia polska połączona z kawiarenką, w której można by też organizować wystawę prac polskich artystów, stworzyć klub dyskusyjny dla miłośników polskiej literatury i filmu, a nawet jakieś warsztaty plastyczne dla polonijnych dzieci. 

I udało Wam się spełnić to marzenie?
DW i AM : (śmiech) Udało nam się zorganizować kilka fajnych polonijnych imprez, w tym wystaw polskich malarzy i rzeźbiarzy. Wszystko jednak w czynie społecznym w ramach Comunità Polacca. Z czasem Ania została Prezesem a ja Vice-prezesem. A projekt księgarnio-kawiarenki pozostał w naszej głowie i sercach z powodu braku wystarczających środków finansowych i braku cierpliwości do biurokracji, przez którą trzeba się przedrzeć, żeby założyć własną działalność.

Czy odtąd wszystko dobrze już wam się układało?
DW: To był początek 2006 roku. Obie miałyśmy masę życiowych problemów. Osobistych i finansowych. A samotnej kobiecie niełatwo jest utrzymać się we Włoszech. Pracowałyśmy od rana do wieczora. Ania w firmie windykacyjnej, a ja na zastępstwie w szkole polskiej w klasach gimnazjalnych i licealnych. 

A propos’ szkoły polskiej w Rzymie, czy młodzież polska napotyka duże trudności w nauce polskiego za granicą?
DW: Dzieci chętnie się uczą, ale jeśli w domu nie rozmawia się z nimi po polsku (zdarza się nawet wtedy gdy oboje rodziców są Polakami), to w starszych klasach dzieci mają problemy z przeczytaniem i zrozumieniem lektur, takich jak np. „Ogniem i mieczem”.

A jak to się stało, że trafiłyście do „Naszego Świata”?
DW: Do Fundacji przychodziłyśmy zaledwie na kilka godzin w tygodniu i tylko dorywczo, tak więc często się mijałyśmy. Ania zaczęła się nawet poważnie zastanawiać nad powrotem do Polski.  Próbowałam ją odwieźć od tego pomysłu, po pierwsze ponieważ była dla mnie jak siostra i była jedyną osobą we Włoszech, na której mogłam w pełni polegać. Poza tym uważałam, że po tym jak spędziła we Włoszech praktycznie większą część swojego dorosłego życia, nie miałaby w kraju łatwego startu, zwłaszcza zawodowego.

AM: Myślę, że bez Danusi nie poradziłabym sobie i będę jej dozgonnie wdzięczna za to, że nie „pozwoliła” mi wyjechać z Włoch, bo po kilku miesiącach okazało się, że nie tylko znalazłyśmy pracę, ale również, że będziemy ją wykonywać wspólnie.

DW: Wtedy niespodziewanie w styczniu 2006 r. zadzwoniła do mnie Teresa Dąbrowa z informacją, że wydawca Stranieri in Italia poszukuje redaktora do gazety „Nasz Świat”, która ukazywała się już od 2 lat we Włoszech. Wtedy nie znałyśmy dobrze tego tytułu, ale ucieszyłam się, bo była to okazja znalezienia stałej pracy w moim zawodzie. Postanowiłam, że na rozmowę z właścicielem musimy pójść razem z Anią i musimy go przekonać, aby zatrudnił nas razem. Co prawda nie uprzedziłam, że przyjdę w towarzystwie, więc wydawca był nieco zakłopotany. Zaczął od wyjaśnienia zakresu obowiązków i warunków finansowych. – Jak widzicie, to jest mała firma i potrzebuję tylko jednego pracownika - zakończył. Na co bez zbędnego owijania w bawełnę odpowiedziałyśmy, że  pracujemy w duecie, zatem nie ma możliwości zatrudnienia tylko jednej z nas. Nie było mowy o innym rozwiązaniu, albo obie albo żadna! Oczywiście, przedstawiłyśmy mu też szereg korzyści wynikających z tego, że pracujemy wspólnie. Zaledwie kilka godzin po spotkaniu poinformowano nas, że zostaniemy zatrudnione obie na pół etatu  i na takich samych warunkach finansowych. Pracę zaczęłyśmy następnego dnia.

To się nazywa siła przebicia! Ale pół etatu to także rezygnacja z połowy pensji...
DW: Tak, ale tylko w ten sposób wyobrażałyśmy sobie dalszą pracę. Już wtedy zdawałyśmy sobie sprawę, że razem mamy ogromny potencjał. W rezultacie to dzięki naszemu duetowi „Nasz Swiat” odniósł szybko tak duży sukces. Jak zaczynałyśmy miał bardzo mały nakład, a zaledwie po roku naszej pracy wzrósł do 17 tys. egzemplarzy.  Od 2009 roku istnieje także strona internetowa www.naszswiat.net, którą obie prowadzimy. Obecnie co miesiąc odwiedza ją ponad 50 tys. internautów. A co do pensji, no cóż, każda z nas musiała sobie jakoś jeszcze dorobić, Ania pracowała dodatkowo kilka godzin w firmie windykacyjnej, a ja w szkole. A z czasem wydawca podpisał z nami umowy na czas nieokreślony.

Tak więc wydawcy opłacił się ten podwójny angaż...
DW: Nasz wydawca mówi, że ma z nami „skaranie boskie”, bo często jesteśmy uparte i chcemy robić rzeczy po swojemu. A my mu tłumaczymy, że integracja to nie asymilacja i staramy się dbać o jakość informacji dla Polaków we Włoszech.

A jak układa się wasza współpraca medialna z instytucjami polskimi (Ambasadą, Konsulatami, Instytutem Polskim w Rzymie...)?
DW i AM: Publikujemy bezpłatnie komunikaty nadsyłane przez instytucje polskie we Włoszech. Cóż można powiedzieć, że jesteśmy wzajemnie skazani na współpracę.

Praca dziennikarska wiąże się z dużym stresem i presją czasu. Zdarza Wam się kłócić w pracy lub prywatnie?
DW: My się nawet nie sprzeczamy. Oczywiście czasami działamy sobie na nerwy … Ania jest żywiołowa, ekstrawertyczka, a ja introwertyczka, tak więc w sumie uzupełniamy się...Tymczasem dla wielu osób jesteśmy „nierozróżnialne”, często nas mylą. Przez jakiś czas używałyśmy nawet jednego telefonu komórkowego, i każdy kto do nas dzwonił myślał, że rozmawia z jedną i tą samą osobą. A na wszystkie imprezy oficjalne, zamiast osoby towarzyszącej w postaci męża, przychodzimy często razem.

AM: Ja jestem osobą racjonalnie myślącą, dlatego może, że mam wykształcenie ekonomiczne. Danusia będąc polonistką ma trochę głowę w chmurach. I to właśnie ta mieszanka według mnie jest receptą na sukces, ponieważ kiedy Danusia wpada na jakiś pomysł, ja umiem ją sprowadzić na ziemię, oznajmiając że nie będziemy w stanie tego dokonać, bo nas po prostu nie stać. Innym razem to ona mnie dopinguje do podjęcia ryzyka.

No, właśnie, w końcu poukładały się także sprawy osobiste. Czy w życiu prywatnym macie te same gusty? Czy też razem wybierałyście sobie mężów?
DW: (ha ha ha) nie, mamy różne gusty.

AM: Naszych życiowych partnerów wybierałyśmy same, ale Danusia musiała „zaakceptować” mojego obecnego męża.

Na bazie waszych doświadczeń zawodowych, co mogłybyście poradzić Polakom, którzy żyją tu i pracują?
DW: Wspólne działanie naprawdę sprawdza się w życiu i procentuje. Jeżeli macie jakiś plan założenia własnego biznesu, to warto spróbować wspólnymi siłami mając oparcie w innej osobie.

Życzę Wam dalszych sukcesów i spełnienia marzeń (również tych o księgarni-kawiarence kulturalnej). Dziękuję bardzo za rozmowę.

6 komentarzy:

  1. Przepiekny wywiad, obie panie sa wspaniale a ich przyjazn niesamowita!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekujemy bardzo i pozdrawiamy. Anna Malczewska i Danuta Wojtaszczyk

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny wywiad i dajacy nadzieje innym osobom, ktore dopiero zaczynaja zycie na obczyznie i czuja sie troche zagubione. Dziekuje Wam Dziewczyny! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluje sukcesu, Pani Anno, Pani Danuto!
    Gratuluje samozaparcia, wiary w siebie! To niezbedne cechy w zyciu, zwlaszcza na obczyznie!
    Mnie ich brakuje, potrzeby i mozliwosci tez mam inne... Po wielu latach ciagle znajduje sie w punkcie wyjscia, depresja nie pomaga w trudnym marszu do przodu.....
    Serdecznie pozdrawiam.
    Grazyna

    OdpowiedzUsuń
  5. Witajcie,
    Wreszcie poznałam waszą historię.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. 47 year old Systems Administrator II Leeland Becerra, hailing from Thornbury enjoys watching movies like "Swarm, The" and Acting. Took a trip to Abbey Church of Saint-Savin sur Gartempe and drives a Ferrari 250 SWB Competizione "SEFAC Hot Rod". przeczytaj

    OdpowiedzUsuń